Jestem trochę spóźniona

piątek, 15 kwietnia 2016
data:post.title
Jak w temacie. Mam we wszystkim opóźnienia:( Złożył się to na splot różnych wypadków, a poza tym katar Młodszej przeszedł w zapalenie ucha i siedzi znów w domu:( Ehh, co tu dużo mówić, oby nie było gorzej:) Z tej przyczyny w czytaniu i dzierganiu trochę kiszka, ale jak to mówią, zawsze do przodu:) 


Na drutach sweterek wciąż ten sam, ale kończę już drugi rękaw, więc niedługo jakieś zdjęcia będą, przynajmniej trzeba mieć nadzieję:)

Na czytniku widoczny powyżej "Jaglany detoks" Marka Zaremby. Pierwsza i najważniejsza uwaga:
Nigdy, przenigdy, never, ever, po prostu nigdy nie kupujcie książki kulinarnej na czytnik. Żeby nie wiem, jak kusząca była cena, jak Was namawiali, nigdy! Amen. Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam czytać, wręcz kolekcjonować książki kulinarne. Mam tego niezłą kolekcję i wciąż wbrew rozsądkowi ją powiększam:) Co do książki, jak tytuł wskazuje, jest to kompendium wiedzy o detoksie w tym wypadku jaglanym. Pan Marek bardzo obszernie przedstawił temat, osobiście pochłonęłam tę książkę i wrócę do niej jeszcze nie raz, nie przepadałam za kaszą jaglaną, ale trochę inaczej na nią spojrzałam i już wcielam w życie zawarte w tej książce przepisy i wskazówki. Już niedługo pierwsze jaglane przepisy na blogu. Polecam bardzo!

Druga książką to 

zdj. z portalu lubimyczytac.pl


"Aminata. Siła miłości" Lawrence Hill. Czytnik ma to do siebie, że w przeciwieństwie do papierowych książek nie mamy dostępu do opisu na tyle okładki, zaczynając czytać książkę, nigdy nie wiem o czym ona będzie. Ta wciągnęła mnie od samego początku. Jest końcówka XVIII w. młodziutka  Aminata, to jedyna córka złotnika z wioski Bayo w Afryce, urodzona na wolności muzułmanka. Została porwana wraz z innymi  mieszkańcami wioski  przez handlarzy niewolników, siłą doprowadzona na wybrzeże i przewieziona na odległy, nieznany kontynent. Razem z bohaterką odczuwałam złość, bezsilność, zdumienie i brak zgody na ten hańbiący proceder. Nie rozumiem tego, tak jak nie rozumiem wielu rzeczy na których zbudowane są fundamenty dzisiejszego świata. Nie ma we mnie zgody na jakiekolwiek zniewolenie człowieka przez człowieka, nie rozumiem tego zjawiska, nie wiem jak można chcieć wyrządzać komukolwiek jakąkolwiek krzywdę, a co dopiero pozbawiać go rzeczy najcenniejszej - wolności. Polecam.

Na sam koniec kilka fotek z naszego niedzielnego spaceru o którym pisałam tu (klik). Jakość zdjęć nie najlepsza, bo robiłam komórką, jednak musiałam wybierać, albo kijki w ręce albo lustrzanka, wybrałam to pierwsze:) Pogoda dopisała, chociaż było dosyć wietrznie. W bardzo wąskim gronie (biegaczy było zdecydowanie więcej) przeszłyśmy do jednego z trzech na terenie Suwalskiego Parku Krajobrazowego młyna wodnego w Udziejku. Wprawdzie młyn był zamknięty, ale i tak była to nie lada atrakcja, bo młyn doczekał się remontu i odżył.


Jednak był zamknięty na cztery spusty.






Widać, że nowy właściciel rozpoczął już prace remontowe, ale nie wiadomo, czy w ogóle młyn będzie dostępny do zwiedzania i czy w ogóle coś tam będzie się działo, bo teraz jakby wszystko się zatrzymało, a szkoda, by to piękne miejsce podupadło.



Wycieczka się udała, humory dopisywały i już od razu w tym miejscu zapraszam wszystkich na kolejną wycieczkę "run & slow" po nieziemskich terenach Suwalskiego Parku Krajobrazowego, które odbędzie się 24 kwietnia, start 9:30 w Parku Linowym w Udziejku link do wydarzenia tutaj (klik)  
Będzie co oglądać i podziwiać:)


Cisowa Góra z trochę innej strony.



Pozdrawiam wszystkich serdecznie i od jutra zacznę zamieszczać posty "kulinarne", bo trochę udało mi się zrobić zdjęć przed pożarciem niektórych "potraw". Dziękuję za komentarze i liczne odwiedziny:) Do zobaczenia:))





Wiola i Asia:)





 

22 komentarze

  1. Masz świetną komórkę, zdjęcia super! *^V^*
    To fajnie, że ktoś remontuje młyn, nawet jeśli wnętrze nie będzie udostępniane do zwiedzania to przynajmniej bryła ozdobi okolicę zamiast straszyć resztkami murów. To musiał być przyjemny spacer!
    Kupiłam "Jaglany detoks" pod koniec zeszłego roku i już o nim wspominałam na blogu - część z przepisami bardzo przydatna (też dopiero odkrywam kaszę jaglaną), ale nie "trawię" nauk światopoglądowych autora, spięłam teoretyczną część książki grubą gumką recepturką i korzystam tylko z przepisów. ^^*~~ Swoją drogą, absolutnie się z Tobą zgadzam, że nie można kupować książek kucharskich w formie elektronicznej! Książki kucharskie są do noszenia ze sobą po domu, żeby poczuć ich wagę, smakowania zdjęć potraw, nastroszenia ich zakładkami "do ugotowania na wczoraj"!... *^V^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spacer był świetny, ja uwielbiam wszelkie włóczęgostwa w terenie, więc pełnia szczęścia:) O jaglanym detoksie czytałam również u Ciebie, trochę bałam się nadmiernej indoktrynacji, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało, i mnie oprócz przepisów bardzo ciekawiła część teoretyczna, bo dowiedziałam się wielu rzeczy przy okazji, właśnie czytam drugą książkę tego autora i też bardzo mi się podoba:) Także biblioteczka wciąż się powiększa, ale czy jest coś w tym złego? Pozdrawiam Cię Asiu serdecznie:)

      Usuń
  2. Tu też zgadzam się z Wami obiema - książki kucharskie tylko w wersji papierowej do oglądania.
    A o jaglanym detoksie przeczytałam własnie u Brahdelt, choć sama kaszę doceniam już od dawna i szczerze powiedziawszy to nie wiem, dlaczego ludzie sa tak do niej uprzedzeni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku niechęć wynikała z dwóch przyczyn, niedobrego przygotowania i złej jakości ziaren, chociaż zawsze kupowałam bio i w sklepach ze zdrową żywnością, teraz kupiłam bezpośrednio od producenta i smak jest zupełnie inny, nie miałam pojęcia, że kasza jaglana jest taka pyszna:)) Może wielu ludzi miało podobne doświadczenia:)

      Usuń
  3. Też mam słabość do książek kucharskich. I lubię je kolekcjonować :) A co do jaglanki - to uwielbiam. Mam super przepis na ciasto jaglane z suszonymi owocami. Chyba Magda (Makneta) jakiś czas temu zamieszczała na blogu ten przepis ;)
    Pozdrawiam ciepło i czekam na smakowite wpisy, Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta, witaj w klubie:))) Nie jednym zresztą:)) Ostatnio piekę i wymyślam dużo więcej niż zwykle, dieta bezmleczna i bezmięsna wymusza niejako szukania ciekawych alternatyw, bynajmniej nie głoduję i niestety nie chudnę:)) Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  4. Ja też nie przepadam za kaszą jaglaną ale za sprawą Erendis kupiłam ją i zrobiłam jaglane burgery. Mąż jakoś nie chce ich jeść ale my z córką sobie nie żałujemy. Robiłam je już trzy razy co chyba jest najlepszą rekomendacją. Ciekawa jestem jakie dania z tą kaszą zasmakują Tobie.
    Książki o Aminacie nie czytałam ale jakiś czas temu oglądałam serial pod tym samym tytułem. Nie wiedziałam, że powstał na podstawie książki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z chłopami to niestety tak jest, mięso to ma być mięso i nic go nie zastąpi, może dlatego kobiety żyją dłużej;)) Widziałam też wpisy u Erendis, czytałyśmy tę książkę pewnie w tym samym czasie:)) Kasza jaglana bardzo mi posmakowała, ale wspomnę o tym przy okazji postów "kulinarnych", pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  5. Ja mam wrażenie, że to jakaś moda się robi na te różne produkty. Parę lat temu była moda na dziki ryż, potem na soczewicę , teraz na kaszę jaglaną. No fajnie, bo to wszystko zdrowe produkty , tylko tak mnie zastanawia dlaczego to takimi falami idzie, że teraz wszyscy naraz piszą książki o kaszy jaglanej. Ciekawa jestem co sobie za chwilę przypomną i będą o tym znowu wszyscy książki pisać.
    A może my Wiolu wylansujmy jakiś zapomniany produkt, jakąś brukiew czy inną pokrzywę, też zdrowe;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem jak najbardziej za! Brukwi nigdy nie jadłam, ale jestem wielką fanką zapomnianej trochę skorzonery, mogłabym spokojnie ją lansować:)) Kasza jaglana jest wspaniałym, zdrowym pożywieniem, bardzo ułatwiającym odkwaszenie organizmu, dobrze, że ludzie żyją coraz bardziej świadomie i dobrze, że są takie książki:) Pozdrawiam serdecznie!!!

      Usuń
  6. Ja lubię książki kucharskie oglądać, ale już się wyleczyłam z ich kolekcjonowania :)
    Piękne zdjęcia z wyprawy. Możesz częściej robić fotki komórką bo wyszły świetnie. Super są takie zorganizowane wyprawy. Moje kije leżą już ponad rok (jak nie lepiej) w szafie i zawsze znajdę jakąś wymówkę, żeby z nimi nie chodzić. Teraz znowu zaczęłam biegać więc jakieś takie lepsze wytłumaczenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę samozaparcia, ja ostatnio wyleczyłam się z kupowania gazet wnętrzarskich i Burdy, także też sukces:) Kijki to u mnie nowość, kupiłyśmy je razem z koleżanką Asią w styczniu i od razu sukces - 150 km w styczniu, nie przeszkadzał nam mróz, bo oprócz nóg silnie pracowały nam mięśnie języka:) W grupie zawsze raźniej!

      Usuń
    2. Ja jak kupiłam kije (chyba z 5 lat temu) to chadzałam prawie codziennie. Miałam wtedy kompana do maszerowania, więc może tu tkwi problem, że samemu się jakoś nie chce. Biegając ciężko rozmawiać a przy kijach faktycznie można uciąć sobie przyjemną konwersację :)

      Usuń
  7. Mam nadzieję, że to opóźnienie to nie przez moje zawracanie twojej gitary :) Odkrywam, że coraz więcej wspólnych tematów nas łączy ( np. wypełnianie brzuszka zdrowymi frykasami)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś Ty:) Zawsze mam niedosyt:) Może w końcu uda nam się wygadać, chociaż w to wątpię:))) Buziaki!

      Usuń
  8. Kupuje czasami książki kucharskie, ale po przepisy sięgam do blogów. Okolice masz przecudne. Chętnie wybrałabym się z Tobą na spacer.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, serdecznie zapraszam na wspólny spacer! Będziesz w pobliżu, daj znać:) Ja jak nie siedzę na blogach robótkowych, to jestem na kulinarnych:) Pozdrawiam:)

      Usuń
  9. Anulce życzę dużo zdrowia! Ty nawet odpoczynkiem zrobisz jeden lub dwa swetry i mówisz później: "usiadłam na chwilę i jakoś się samo zrobiło"!
    A książki kucharskie jak Ty wolę papierowe, są upaćkane na stronach często używanych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety nic się robi przypadkiem:) Ale staram się:))) Książki kulinarne i w ogóle jedzenie, to niestety jedne z moich ulubionych dziedzin życia:)))

      Usuń
  10. Niestety z książkami kulinarnymi mam to samo. Aż głupio przyznać, że niektóre stoją od kilku lat, a nie zrobiłam z nich ani jednej rzeczy. Choć książki Jamiego Olivera chcę mieć i już. Dla samego mania. U mnie jaglanka przerabiana jest na różne sposoby, i szczerze mówiąc jakoś nie wyczuwam szczególnie jej smaku. Nie widzę na razie różnic w źródłach zakupu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie bardzo często stoją, ale często do nich zaglądam:) Niestety pierwsza jaglanka, którą zjadłam bardzo temu była gorzka i naprawdę niesmaczna, zapamiętałam sobie ten smak niestety na bardzo długo, teraz przyrządzam kaszę według sprawdzonych przepisów i jest pyszna!

      Usuń
  11. A dlaczego nie na czytnik kupować?

    OdpowiedzUsuń